Jak doszło do trzeciego rozbioru Polski


Nie lubiły tego Stanisława Augusta żony polskich magnatów, oj nie lubiły. – „Nie dość że tron zawdzięczał obcej babie to jeszcze ich mężowie musieli mu się w pas kłaniać” – pisał pół wieku temu Jasienica. Najgorsze ze wszystkiego było jednak to, że żadna z nich nie była jego kochanką, a na dodatek wiadomo było że je ma, ale nie było wiadomo kto. Nie można było tej nieznajomej kobiety obgadać, skrytykować, oplotkować. Nie można było jej zaszkodzić. Po prostu istny koszmar.

Nie lubili, ba, wręcz pogardzali nim ich mężowie. Był wśród nich naoczny świadek jak jeszcze Stanisława Antoniego wymykającego się ukradkiem z apartamentów carycy sponiewierali stojący na służbie rosyjscy żandarmi.

Nie był też zbyt popularny w masach szlacheckich. Uważano, że jest za mądry. Jak prawdziwy Polak może nie pić wódki i rozmawiać głównie po francusku. Jeszcze na dodatek ta rozmowa to o jakichś banialukach, sztuce literaturze i temuż podobnież. Bez sensu.
Gdy ogłoszono Konstytucję utracił też  i to nikłe poparcie, bo zdecydowanej  większości braci szlacheckiej nie podobał się zamach na ich odwieczne prawa.

Tak jak szlachtę zmartwiła, tak oficerów ucieszyła Konstytucja, bo miała powstać polska armia licząca sto tysięcy żołnierzy. Wprawdzie prześmiewca Zabłocki naigrawał się z pomysłu:

    „Stanęło sto tysięcy wojska, są żołnierze,
    Bogu chwała! Gdzież oni? Gdzieżby, na papierze.”

Niemniej jednak nadzieje były duże. Prysły one jak bańka mydlana, gdy po zwycięstwie pod Zieleńcami król – nie chcąc gubić wojska w beznadziejnej walce – nakazał zaprzestanie walk. Nie pomogło ustanowienie orderu wojskowego Virtuti Militari. Spora część oficerów uważała to odstąpienie jako coś w rodzaju osobistej zniewagi.
W tych czasach nikt się nie przejmował ginącymi w wojnie żołnierzami. W dobrym tonie było bić się do ostatniego żołnierza, bo wtedy oficer szedł do niewoli z której wykupywała go rodzina, a on po powrocie mógł rżnąć bohatera. Niezależnie od odstąpienia od walki król przystąpił do Targowicy, a ta umowa zobowiązywała do utrzymania wojskowego status quo – czyli piętnastotysięcznej armii. Zaczęli więc przygotowywać powstanie. Najaktywniejszy z nich – Kościuszko – pojechał do Paryża szukać pomocy u Francuzów.

Wydawać by się mogło, że popierać króla powinni członkowie królewskiej Rady. To przecież nie kto inny tylko Kołłątaj radził: - „Trzeba ci królu przystąpić do Targowicy nie jutro, a dziś”. Ale z drugiej strony podsycał jakobińskie nastroje w warszawiakach i jego działalności należy w dużej mierze przypisać kwietniowe powstanie Warszawy przeciw Rosjanom.

W początkach marca 1794 roku wydarzenia nabrały tempa. Madaliński ze swoim korpusem ruszył z Ostrołęki w stronę Warszawy po drodze rozbijając i rabując pruskie posterunki graniczne ustanowione tam po drugim rozbiorze Polski. Kościuszko wprawdzie wrócił z Paryża z pustymi rękami, ale pomysł zostania Wodzem Narodu tak mu się spodobał, że ogłosił go na Rynku w Krakowie 24 marca i już 4 kwietnia stoczył pierwszą i zarazem ostatnią wygraną bitwę z Moskalami pod Racławicami. Gdy ta wieść dotarła do Warszawy miejscowi jakobini wyciągnęli lud na ulicę i wywołali powstanie. Uprzedzili o jedną dobę rosyjskiego rezydenta w Warszawie Igelstroma, który właśnie miał aresztować przywódców spisku, ale mu się nie udało na czas zebrać swoich oficerów którzy bawili się z miejscowymi dziwkami i mieszczkami i musieli mieć trochę czasu żeby wytrzeźwieć. No i w dniach 17 i 18 kwietnia wybito ponad połowę rosyjskiego garnizonu łącznie z jeńcami, wszystkich którzy nie zdążyli uciec. Rozbito także rosyjską ambasadę i nie wszyscy jej pracownicy przeżyli. Rewolucyjna euforia trwała do początku maja, kiedy to powieszono kilku targowiczan ufnych w osłonę rosyjskich żołnierzy a przy okazji jeszcze kilka innych osób nie podobających się powstańcom. Jaki taki porządek zaprowadził dopiero Kościuszko który przybył do Warszawy i nie pozwolił na dalsze samosądy (formalnie wyroki były wydawane przez Mazowiecki Sąd Kryminalny) osadzając winnych w więzieniu.

Wtedy właśnie w bibliotece na Zamku toczyła się rozmowa. Król mówił:

-„Wyjedź Elżuniu z Warszawy na jakiś czas. Tu wrócą Rosjanie. Oni nie darują tej zniewagi. Boję się, że sołdaci urządzą tu jatkę i nie będę miał żadnej możliwości cię obronić. Ani Kościuszko, ani nikt inny już żadnego zwycięstwa z Rosjanami w tej wojnie nie odniesie. Jedno jest tylko pewne, oni tu przyjdą rządzić. Proszę cię o ten wyjazd i nalegam żebyś mnie usłuchała. Przyrzekasz?”

- „Dobrze. Wyjadę. Ale dziś zostaję”.

W następnych tygodniach i miesiącach czarne obawy króla zaczęły się spełniać. Po klęsce pod Maciejowicami i niewoli Kościuszki warszawska rada rewolucyjna postanowiła bronić Pragi i na dowódcę tej obrony wybrano dzielnego jakobina generała Zajączka. Usypano szańce i wyznaczono stanowiska do obrony. Dołączyli do nich żołnierze cofający się przed idącym na Warszawę wojskiem generała Suworowa. W dniu spodziewanego ataku Rosjan wszyscy byli na swoich stanowiskach. Nawet służba Zajączka, tak że sam musiał sobie przygotować śniadanie. I właśnie przy krojeniu chleba zaciął się paskudnie w rękę. Widok krwi tak go przeraził, że natychmiast przeprawił się na lewy brzeg Wisły i kazał podpalić most, żeby go Rosjanie nie dogonili. Zaraz też opuścił Warszawę nie zostawiając informacji gdzie się udaje. Jego śladem podążył też inny apolog rewolucji Hugo Kołłątaj.

Do Suworowa dołączyli żołnierze rosyjscy którzy ocaleli z pogromu w kwietniu. Ten ich zwymyślał jak bure suki.

- „Jak mogliście się tak dać pobić! Było was mniej więcej tyle samo co polskiego wojska”.
- „Wasza wysokość, nie byliśmy w jednym miejscu, nie mieliśmy żadnej możliwości porozumienia się wzajemnie. Polacy strzelali do gońców galopujących ulicami z okien prywatnych domów. Mniejsze grupy naszych żołnierzy i jeńców tłum po prostu rozdeptał. To było piekło. Nasz dowódca nie zadbał o to, żeby arsenał był w naszych rękach. Trzymali go Polacy. Wreszcie zaatakowali nas znienacka o świcie i nikt nie był o ataku uprzedzony.”
- „Teraz jesteście uprzedzeni. Jutro jest szturm” – warknął Suworow i wezwał oficerów na naradę. Po ustaleniu szczegółów operacji wygłosił jeszcze krótkie przemówienie:
- „. Nie brać jeńców. I do wieczora Praga wasza.”

Po czym wezwał usługującego mu kozaka i kazał sobie nalać sporą porcję wódki do szklanki. Następnego dnia przypilnował żeby na dogasający most skierować ogień armatni. Nie wiadomo czy bał się że jego wojsko przejdzie nadpalony most i ruszy na Warszawę, czy też może nie chciał dać możliwości Polakom uderzyć na kompletnie pijane mordem, wódka, gwałtem i grabieżą wojsko rosyjskie.

W tym samym mniej więcej czasie Katarzyna wezwała szefa rady przybocznej i spytała co ustalili, co powinna zrobić z tymi Polakami.

- „Najlepiej ich zostawić samych sobie. Oni pozostawieni sami się zagryzą. Jeśli my ich zajmiemy będziemy musieli ich trzymać długo, końca nie da się w tej chwili przewidzieć. A oni będą nas obwiniali o wszystkie swoje niepowodzenia wynikające z ich brawury i beztroski, a także czasem i z bezmyślności. Będziemy ich wrogami do końca świata. Za polskiego patriotę będą uważali nie tego, kto coś dobrego zrobi dla kraju, a tego kto dokopie Rosjanom. Niech Wasza Cesarska Mość spojrzy na Prusaków. Oni się do tej wojny wcale nie mieszają. Mają silny korpus pod Warszawą i do tej pory nie stracili ani jednego żołnierza. A co chcieli to wzięli. I z tym co wzięli mają święty spokój. My też jak na razie. Ale jak weźmiemy więcej to nasz spokój się skończy. Dodam jeszcze Wasza Wysokość, że wszyscy byli w tej mierze jednomyślni.”
- „Muszę to przemyśleć” – powiedziała Katarzyna i odprawiła rozmówcę.

Wieczorem do jej sypialni przyszedł Płaton Zubow. Nie poznała człowieka. Wyglądał jak zmięty. Fałdy skóry zwisały mu jak uszy jamnika podobnie jak i wszelkie inne organy.
- „Płaton, co się dzieje?” – zapytała zrozpaczona caryca.
- „Ja się sprężam jak ty zajmujesz nowe terytoria, moja królowo” – odrzekł.

Szybko się okazało, że zajęcie Lublina nie wystarczyło. Dopiero po Warszawie odzyskał dawną sprężystość.

I w ten oto sposób zwiędły kutas Płatona  Zubowa zdecydował o trzecim rozbiorze Polski.

Szanowna Czytelniczko, Szanowny Czytelniku. Zapewniam Was, że wszystko to co powyżej zostało napisane jest o wiele bardziej wiarygodne niż wszystko to, co na temat Polski Ludowej wypisują uczeni historycy z IPN.


Bogusław Koszarski
Krosno, 15 lipiec 2015 r.

Last Updated (Tuesday, 28 July 2015 19:45)